Po nocach ciągle śnią mi się dziwne sny. Budzę się cała gorąca. Mam zapalenie krtani, lodowate kończyny, zawroty głowy i ból brzucha, którego potwornie mam już dosyć. Swoją drogą może to okres... Taaaak.... Przy każdym pobolewaniu brzucha od X miesięcy sobie to powtarzam.
Wczoraj w moim domu sytuację przdstawiał obrazek. Muszę się pochwalić. Nie zjadłam żadnego pączka, cukiereczka, ciasteczka... :)
Jednak...
Mama dzisiaj oszalała. :(
Sama pomagałam jej smażyć faworki na głębokim tluszczu, jednak 20 minut temu miałam napad. ;(( O, jak mi niedobrze!! Nie mogę tego z siebie zwrócić. Z powrotem jedzenia do gardła nie miałam nigdy problemu, jednak dalej, tj. z uzewnętrznianiem go tak. Boli. Nie potrafię. I później znowu siedzę w ubikacji. I ryczę. Z bezsilności, ze słabości, że nie potrafię tego z siebie zwrócić! Jak bardzo bym się starała. Odchodzę. Poczucie winy (bo się nie udało) - zostaję.
***
Na śniadanie 100 ml mleka, 150 ml wody, 3 płaskie łyżki płatków owsianych. Obiad o 16. Pełnoziarniste kopytka (- Mamo, co Ty ze mną wyprawiasz?!). Muszę przyznać, że kopytek nie jadłam od początku diety, tj. maj ubiegłego roku. Do tego kapusta zasmażana (oczywiście jak idiotka znowu wyciskałam tłuszcz). Swoją drogą to ciekawe, że jego boję się bardziej niż węglowodanów. ;((
Odnośnie siemienia lnianego, które muszę pić - nie wiedziałam, że ma tyle kcal. :(
Gdy spanikowana poszłam sprawdzić, ile ich ma: sąsiadka będąca w kuchni stwierdziła, że wpadłam w obsesję, przecież jestem piękna.
Trochę mi się głupio zrobiło, bo wiem, w jakim bagnie jestem.
Zaczynam ostatnio nieco normalniej jeść, ale mój brzuch się buntuje, pewnie dlatego ciągle mnie tak boli żołądek. Czuję się otłuszczona! Nie znoszę siebie!
Przynajmniej zapisałam się dziś na Zumbę. We wtorek zaczynami. Choćby dlatego:
***
Idę poczytać książkę, bo cały dzień pomagałam Andrzejowi ze zdjęciami na studia. Chciał, żebym też poszła do Szkoły Filmowej. Nie wierzę mu. A może raczej w siebie...? I swoje możliwości [sic!]...?
Mój brzuuuuuuuuuuuuuuuuuuch!!!