wtorek, 23 kwietnia 2013

023


Od okresu świątecznego jest wszystko na pozór pięknie. Żołądek tak bardzo mi się skurczył, że nie mogę patrzeć na jedzenie! Martwi mnie to,bo nie to było moim celem! Chcę utrzymać wagę, ale wrócić do zdrowia! Nie chodzi o blokadę psychiczną, ale po prostu nie mam miejsca na jedzenie! :(((
Jutro zamierzam zabukować wizytę u ginekologa, o ile czas pozwoli, o ile nie ucieknę... :(



niedziela, 14 kwietnia 2013

022

Od świąt zielono. Nie wiem tylko czy odpowiednio zielono, za zielono, a może niezbyt? Może tak tylko mi się wydaje. Zachowuję umiar, jem 'wszystko' [?], chudnę. Może faktycznie jedzenie śniadań odchudza, a przynajmniej nie blokuje metabolizmu. To tak jak fakty i mity o jedzeniu orzechów, czy kolacji o 18. Najważniejsze, że zdrowo. Teraz tylko muszę się zmobilizować na wizytę do ginekologa, żeby przepisał mi tą cholerną luteinę. 9 miesiąc, a ja nie jestem w ciąży.

Najwspanialszy weekend z przyjaciółmi. Tyle zabawy. Alkohol rozluźnia, po nim nie mogę się przestać śmiać. Mojito, mhmm i 'skręty z suszonej mięty'. Chillout.

Kupiłam buty do biegania, w rzeczywistości są dużo ładniejsze. Sezon na bieganie również rozpoczęty.

Projektujemy z M. wnętrze naszego przyszłego mieszkania.



czwartek, 4 kwietnia 2013

021

Kochane, mamy czwartek. Do weekendu pozostał ostatni, upragniony dzień. Tydzień w szkole mimo, że krótki, to bardzo intensywny. Korzystam z wolnej chwili, by za chwilę zabrać się za angielską gramatykę. Pytacie skąd ten optymizm, czy gości na dłużej...? Myślę, że głównie jest to powód zmiany czasy, dłuższego dnia i tego,że pomimo leżące śniegu jest na prawdę miło wyjść choć na chwilę na dwór. Krótki spacer dla zdrowia. Powietrze pachnie jakoś tak inaczej. Wróciłam do przedświątecznego trybu życia i wydaje mi się, że jem dużo, a może nie wydaje... Łatwiej mi było jadać śniadania o 12, niż o 8.  Przynajmniej były mniejsze wyrzuty sumienia, zawsze jeden posiłek przepadał. Na szczęście nie ma tego złego. Z moim nastawieniem jest lepiej, na wagę na razie nie patrzę. Choć może niedługo powinnam zerknąć? :D Dziś znalazłam przepiękny, przewspaniały przepis na coś słodkiego. Zrobię go z największą chęcią, zwłaszcza, że tak dawno nic tak zdrowego i smacznego nie jadłam, tylko najpierw... najpierw musi przyjść ochota, wybudzenie żołądka i rozbudzenie kubeczków smakowych... :(



Dziewczyny, ja wracam z nosem do książek, ale Wam życzę motywacji, żebyście przestały siebie katować, abyście w końcu zaakceptowały siebie, po części, bo założę się, że żadna z Was nie chciałaby żyć dłużej w tym piekle, zwłaszcza przez całe życie. Zamiast się zamartwiać, rozejrzyjcie się i zacznijcie ćwiczyć. Wiecie choćby skąd te dręczące wyrzuty sumienia po zjedzeniunie kawałka, lecz blaszki świątecznego ciasta - ponieważ jemy zbyt mało, zbyt rzadko i jednolicie!
Ostatnio przyglądałam się ludziom. Wiem, że to było nie na miejscu, ale już skoro usiadłam w pierwszej ławce kościelnej (ja?! w pierwszej ławce?! ;o) i miałam możliwość oglądania ludzi odchodzących od ołtarza to z oceniałam ludzi, porównywałam ich. Wiecie co zauważyłam? Nikt nie jest doskonały! NIKT! Ten pan miał garbaty nos, zaś pani miała za krótki. Jedna osoba miała szeroko rozstawione oczy, inna niemodną fryzurę, kolejna była za niska, jeszcze inna niemodnie ubrana... Było tyle powodów! Wiem, wiem, że powierzchownie nie powinno się osądzać, ale któż z nas tak nie robi. Sądzę jednak, że nie ma tego złego, bo uświadomiłam sobie, że nigdy nie będę idealną, ale zawsze będę do tego dążyła. I co ważniejsze, nie przez liposukcję, etc, mojego niecałego metr sześćdziesiąt także nie rozciągnę, zawsze staję na krześle ale wszystko można zaakceptować. Nie kocham siebie, ale już przynajmniej nie nienawidzę. SZACUNEK to podstawa!



Jesteśmy całością i nie można negować wartości naszego ciała. Każde jest inne. Nie ma dokładnie takiego samego, pomimo, iż po świecie chodzi mnóstwo sobowtórów. Różnią się jednak. Może mniej ciałem, ale za to bardzo wnętrzem.

Dążyć do doskonałości to szukać jej w sobie jako całości, a nie tylko w ciele, czy umyśle, uczuciach, emocjach, zachowaniu. 

Im większa świadomość siebie, tym mocniejszy magnes wewnętrzny.

Moment, w którym uświadomimy sobie każdą część siebie, jest również chwilą, gdy możemy tę część zacząć udoskonalać. Nikt nam tego nie zabroni. Ale dopóki będziemy ją wypierać, wstydzić się jej, uciekać od kawałka siebie, nie uda nam się jej zmienić.

Uznać, że to, co jest moje, jest moje i jest właśnie takie w tej chwili - to początek prawdziwej zmiany. Piękno ma wtedy szansę przeniknąć w głąb naszego umysłu, który zobaczy jest w każdej komórce naszego ciała.









***




 



wtorek, 2 kwietnia 2013

020

I po świętach. Nie wierzę! Po prostu nie wierzę! Przez tych kilka dni skumulowałam w sobie tyle energii, chęci do życia, działania - nie wierzę! Obcowałam z tyloma wspaniałymi osobami - dziękuję!!! Samo Triduum było męką i nie wiem czy bardziej Pańską czy moją. Kucharzyłam sobie sama. Zrobiłam dietetyczne krokiety z pełnoziarnistej mąki i zapiekłam je, zamiast smażyć. Wege-gołąbki i sałatkę jarzynową - oczywiście z jogurtem, a nie majonezem. W sumie to było tylko moje menu. A teraz z dumą oświadczam wszech i wobec, że NIE ZJADŁAM ŻADNEGO Z 4 ŚWIĄTECZNYCH CIAST, ANI TORTA! Aaaa! Może choćby dlatego, że widziałam ile tłuszczu czy cukru dodaje mama, a może dlatego, że nie upiekłam sobie nic. W sumie zapominałam o jedzeniu, bo byłam takbardzo zabiegana. Nie czułam nawet ochoty na podjedzenie tego, jakie jedzenie przygotowowywała mama, a ja jej pomagałam. 3 posiłki dziennie. Zero głodu, zero łakomstwa, zero OBŻARSTWA, zero chęci na pokusy. Normalnie ćwierkam. Było lepiej niż w codzienności.
Zrobiłam pomiaru. Zleciało kilka gram - tylko... O dziwo miałam -2cm w talii. Może po prostu, że tak lekko się czuję.
Nie czuję żadnych wyrzutów sumienia. Jednak strasznie wzięło mnie na orzechy. Włoskie, pistacje, ziemne, migdały. Ale to tylko garść, nie więcej. I bez wyrzutów! Poza tym przeczytałam, że mimo ich kaloryczności są bardzo zdrowe i niby wspomagają odchudzanie [?]. Zresztą, nie nadaremnie łupina orzecha włoskiego przypomina ludzki mózg. Myślę, że w nauce również będzie lżej.
Wracając do świątecznej atmosfery wypiłam tylko kieliszek szampana - osiemnastkowy - chociaż oficjalnie pozostało mi jeszcze pięć dni. Ponadto zdrowie w 30-stą rocznicę ślubu rodziców. Dom był pełen osób, aż nie było gdzie siedzieć. Stół syto zastawiony uginał się tak bardzo, że w poniedziałek nie zostało już prawie nic, a przynajmniej odpoczęłam. W moim pokoju otwieram kwiaciarnię.



 


Jutro szara rzeczywistość i te fałszywe twarze. Nie wiem, jak to zniosę. Może przynajmniej wizyta  operatora z Warszawskiej Szkoły Filmowej nieco mnie podbuduje. Jednak wiem, że ta energia, którą zbierałam w sobie, odcinając się od ludzi ze szkoły - szybko minie. Nie znoszę tamtych ludzi. Ach... gdybym tak raz jeszcze mogła podjąć decyzję o wyborze profilu, klasy, szkoły, miasta...! :(

***

Na koniec poproszę Was o radę odnośnie butów. Jeśli miałyście do czynienia z którymiś - piszcie. Trochę boję się zamawiać przez internet, bo są też połówki, a sama wiem, że ile butów miałam - tyle razy zawsze inny rozmiar. Tym bardziej, że sklep ma podane wymiary dla wszystkich modeli, a nie wybranych i nie danej firmy.


Zastanawiam się też nad: