Kochane, mamy czwartek. Do weekendu pozostał ostatni, upragniony dzień. Tydzień w szkole mimo, że krótki, to bardzo intensywny. Korzystam z wolnej chwili, by za chwilę zabrać się za angielską gramatykę. Pytacie skąd ten optymizm, czy gości na dłużej...? Myślę, że głównie jest to powód zmiany czasy, dłuższego dnia i tego,że pomimo leżące śniegu jest na prawdę miło wyjść choć na chwilę na dwór. Krótki spacer dla zdrowia. Powietrze pachnie jakoś tak inaczej. Wróciłam do przedświątecznego trybu życia i wydaje mi się, że jem dużo, a może nie wydaje... Łatwiej mi było jadać śniadania o 12, niż o 8. Przynajmniej były mniejsze wyrzuty sumienia, zawsze jeden posiłek przepadał. Na szczęście nie ma tego złego. Z moim nastawieniem jest lepiej, na wagę na razie nie patrzę. Choć może niedługo powinnam zerknąć? :D Dziś znalazłam przepiękny, przewspaniały przepis na coś słodkiego. Zrobię go z największą chęcią, zwłaszcza, że tak dawno nic tak zdrowego i smacznego nie jadłam, tylko najpierw... najpierw musi przyjść ochota, wybudzenie żołądka i rozbudzenie kubeczków smakowych... :(

Dziewczyny, ja wracam z nosem do książek, ale Wam życzę motywacji, żebyście przestały siebie katować, abyście w końcu zaakceptowały siebie, po części, bo założę się, że żadna z Was nie chciałaby żyć dłużej w tym piekle, zwłaszcza przez całe życie. Zamiast się zamartwiać, rozejrzyjcie się i zacznijcie ćwiczyć. Wiecie choćby skąd te dręczące wyrzuty sumienia po zjedzeniunie kawałka, lecz blaszki świątecznego ciasta - ponieważ jemy zbyt mało, zbyt rzadko i jednolicie!
Ostatnio przyglądałam się ludziom. Wiem, że to było nie na miejscu, ale już skoro usiadłam w pierwszej ławce kościelnej (ja?! w pierwszej ławce?! ;o) i miałam możliwość oglądania ludzi odchodzących od ołtarza to z oceniałam ludzi, porównywałam ich. Wiecie co zauważyłam? Nikt nie jest doskonały! NIKT! Ten pan miał garbaty nos, zaś pani miała za krótki. Jedna osoba miała szeroko rozstawione oczy, inna niemodną fryzurę, kolejna była za niska, jeszcze inna niemodnie ubrana... Było tyle powodów! Wiem, wiem, że powierzchownie nie powinno się osądzać, ale któż z nas tak nie robi. Sądzę jednak, że nie ma tego złego, bo uświadomiłam sobie, że nigdy nie będę idealną, ale zawsze będę do tego dążyła. I co ważniejsze, nie przez liposukcję, etc, mojego niecałego metr sześćdziesiąt także nie rozciągnę, zawsze staję na krześle ale wszystko można zaakceptować. Nie kocham siebie, ale już przynajmniej nie nienawidzę. SZACUNEK to podstawa!
Jesteśmy całością i nie można negować wartości naszego ciała. Każde jest inne. Nie ma dokładnie takiego samego, pomimo, iż po świecie chodzi mnóstwo sobowtórów. Różnią się jednak. Może mniej ciałem, ale za to bardzo wnętrzem.
Dążyć do doskonałości to szukać jej w sobie jako całości, a nie tylko w ciele, czy umyśle, uczuciach, emocjach, zachowaniu.
Im większa świadomość siebie, tym mocniejszy magnes wewnętrzny.
Moment, w którym uświadomimy sobie każdą część siebie, jest również chwilą, gdy możemy tę część zacząć udoskonalać. Nikt nam tego nie zabroni. Ale dopóki będziemy ją wypierać, wstydzić się jej, uciekać od kawałka siebie, nie uda nam się jej zmienić.
Uznać, że to, co jest moje, jest moje i jest właśnie takie w tej chwili - to początek prawdziwej zmiany. Piękno ma wtedy szansę przeniknąć w głąb naszego umysłu, który zobaczy jest w każdej komórce naszego ciała.
***