Przytłacza mnie to wszystko. Okropnie się czuję we własnej skórze. Myślami wracam do czasów "10 kg temu". Stronię od zdjęć, a jednocześnie marzę o pięknych fotografiach i chudości. Brakuje mi czasu, a gdy go mam to nawet nie wiem jak go wykorzystać, wciąż czuję się zmęczona. Obiecuję sobie, że z początkiem wiosny to się zmieni, że po maturze zyskam czas. Myślami układam obraz w głowie, że w wakacyjnej pracy nad morzem, choćby jako zabiegana kelnerka nie będę miała czasu i w zabieganiu, schudnę. W dodatku wieczorne ćwiczenia i poranny jogging po plaży, ha ha ha. Good luck.Po raz enty się zastanawiam czy nie ściąć włosów. Mam bardzo długie, ale wciąż mnie nie satysfakcjonują. Chciałabym mieć ostatnią piękną sesję w nich, ale jak się czuć komfortowo przy takiej sylwetce? Ok, wiem, Photoshop, potrafię, ale to nie o to chodzi, tylko o pewność siebie. Z drugiej strony, jeśli je teraz zetnę to już nigdy nie będę miała takich długich. Co raz bardziej chcę ściąć, ale stając przed lustrem nie podoba mi się pożądana długość w stosunku do twarzy. Przeglądam foldery sprzed kilku lat. Piękna byłam, szczęśliwa - dziś to przyznaję, wtedy nie potrafiłam docenić. Przydałaby mi się zmiana. Ostatnio nawet myślałam nad takimi refleksami miodowego blondu, a z drugiej strony głęboki brąz też jest świetny, ale co z tego, skoro stronię od lustra i ubrań? Nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz kupiłam jakieś ubranie. Przynajmniej torebki i rozmiar buta zostaje ten sam.
